Do strony głównej


Na podstawie: http://azbyka.ru Tłumaczenie E. Marczuk


DARY UZDROWIENIA

Profesor filozofii W.N Łosski pisze o Cerkwi, że jest to «ośrodek wszechświata, środowisko, w którym decydują się jego losy. Wszyscy wezwani są aby wejść do Cerkwi <...> Świat starzeje się i niedołężnieje, a Cerkiew nieustannie jest ożywiana i odnawiana przez Ducha Świętego, źródło jej życia <...> Cerkiew jest czymś większym, niż ziemski raj». (W.N Łosski. «Zarys mistycznej teologii Cerkwi Wschodniej (Kościoła Wschodniego)»).

Istnieje siedem sakramentów cerkiewnych:

    1. Kreszczenije – Chrzest
    2. Miropomazanije – Chryzmonamaszczenie, Bieżmowanie
    3. Wienczanije - (ślub cerkiewny)
    4. Eucharystia (priczaszczenije), - Komunia Święta
    5. Pokajanie (Skrucha, spowiedź)
    6. Swiaszczenstwo (rukopołożenije) – Kapłaństwo (święcenie)
    7. Soborowanije (jeleoswiaszczenije) – Sakrament Oleju Świętego, Sakrament Chorych

Każdy sakrament, dokonywany w cerkwi to dar Boga człowiekowi, ważne wydarzenie w życiu, dające łaskę i duchowe siły. Co daje człowiekowi sakrament Soborowanija?

Apostoł Jakub mówi do chrześcijan: «Chory kto z was, niech wezwie prezbitrów Cerkwi i niech pomodlą się nad nim, namaściwszy go Olejem Świętym w imię Pańskie. I modlitwa wiary uzdrowi chorego i przywróci go Pan (do zdrowia - przyp. E.M.) i, jeśli on zgrzeszył, będzie mu przebaczone (Jak.5,14 i 15). Do sakramentu soborowanija (jeleoswiaszczenija) uciekają się chorzy, ponieważ czasami (uczą święci ojcowie) choroba jest posyłana przez Boga za niewyznane i zapomniane grzechy. Ten sakrament ma wielką siłę, dlatego podczas Soborowanija w świątyni jest tak dużo wiernych.

W sakramencie Jeleoswiaszczenija człowiekowi są posyłane z góry dwa Boże dary: uzdrowienie fizyczne i odpuszczenie grzechów. Czyż nie wielkie są oba te dary?


Na podstawie http://www.wco.ru/biblio/books/miracle1/Main.htm tłumaczenie EM

Z błogosławieństwa biskupa Saratowskiego Wolskiego LONGINA - kapłan (były lekarz) Aleksy Timakow "Cuda wśród nas"


JELEOSWIASZCZENIJE

Sakrament Chorych albo Sakrament Oleju Świętego, bardzo jasno uzasadniony jest w liście apostoła Jakuba (Jak. 5,14) i bardzo lubiany przez prawosławnych ludzi. Jego dokładne przeznaczenie osobiście mogę określić jako Sakrament podwójnej skruchy. Rzeczywiście, wszystkie modlitwy, wszystkie dobrane teksty Pisma wzywają uważnie wpatrzyć się w siebie, uświadomić sobie swoją grzeszność i z błaganiem pokładać ufność w Panu, prosząc u Niego przebaczania i pojednania z Nim. Jesteśmy chorzy z powodu grzechu i uzdrowienia właśnie od tej dolegliwości prosimy u Pana.

Chyba, najwspanialszym cudem w naszym prawosławnym życiu jest czysta wiara prostych serc parafian, którzy błagają kapłana, żeby przyszedł i przygotował ich krewnego do spotkania z Panem. O jednej sytuacji, która w znacznym stopniu rozjaśniła mój stosunek do Jeleoswiaszczenija, chciałbym właśnie opowiedzieć.

Pierwszego sierpnia 2000 roku, kiedy w Moskwie przebywały relikwie św. wielkomęczennika Pantelejmona, przez cerkiewny telefon odnalazła mnie kobieta z prośbą, aby udzielić Eucharystii i Sakramentu Oleju jej umierającej babci. Dowiedziawszy się, że chora jest prawie bez przytomności i praktycznie nie ma z nią kontaktu, wziąłem ze sobą Święte Dary, mając nadzieję, że jednak będę mógł w czymś pomóc i udałem się do nich.

Mieszkanie, dokąd mnie wezwano, było dosyć ubogie, w dodatku dosyć zaniedbane. Wyglądało, że podłóg tam nie zamiatano ze trzy miesiące. Przeszedłem przez przejściowy pokój, gdzie głośno krzyczał telewizor, a wpatrzony w niego niechlujnie ubrany chłopak lat około dwudziestu, jak wyjaśniło się później, prawnuk chorej, palił tak, że dymem zasnuło cały pokój. Przy ścianie stał tapczan z nieuprzątniętą, pomimo popołudniowego czasu, pościelą; wydawało się, że bielizny nie zmieniano od pół roku. Tu w sposób oczywisty nie czekali na kapłana, dokładniej, nie chcieli z nim mieć nic wspólnego. Wszystko to nie nastrajało do czynienia modlitwy, a przecież właściwie po to przyszedłem.

Przeszedłszy dalej, znalazłem się w pokoju umierającej. Umeblowanie także nie wyróżniało się schludnością; dobrze chociaż nikt nie palił. W pokoju, oprócz umierającej, znajdowała się wzywająca mnie służebnica Boża ze swoim sześcioletnim synem. Wnuczka chorej mieszkała gdzieś na południu Moskwy, wydaje się na Marino i dojeżdżać tu, żeby po ludzku pielęgnować babcię, było jej trudno. W dodatku jej rodzinne okoliczności, o ile dobrze zrozumiałem, też były niepomyślne.

Ona była z neofitów, z tych, kto, według wyrażenia Pasternaka «wszystko gotów roznieść w szczapę i wszystkich postawić na kolana». O nadzwyczajnym przykładzie jej gorliwości opowiedział mi jej syn, kiedy zostaliśmy z nim na osobności. Kilka dni temu oni z matką pielgrzymowali do relikwii św. uzdrowiciela Pantelejmona do Nikoło-Pierierwienskiego monasteru, wystali się tam koło dziesięciu godzin w ogromnej kolejce, a wracali do domu nocą pieszo - miejski transport nie pracował, a pieniędzy na taksówkę nie było... To dzięki odwadze wnuczki i ja znalazłem się przy łóżku umierającej. I jeśli powinna być wypełniona wszelka prawda Boża, to babci koniecznie trzeba było udzielić Eucharystii i Sakramentu Oleju.

Babcia, w odróżnieniu od wnuczki, nie wykazywała gorliwości w wierze i jeśli pierwsza przez siedem lat swojego nawrócenia próbowała z całych sił i ze zrozumieniem wejść w prawosławną praktykę i modlitewność, to druga za wszystkie przyjęte przez nią ziarnka cerkiewności mogłaby dziękować tylko wnuczce, która przez te siedem lat zdołała ją namówić jeden raz przyjąć Sakrament Oleju i dwa razy Eucharystię, przy czym, ostatni raz pół roku temu. Oczywiście, nieczęsto, ale już coś.

Umierająca nie dawała żadnych oznak świadomości. Moje próby, aby jakoś wejść z nią w kontakt okazały się bezskuteczne, chociaż to wcale nie był stan śpiączki. Udzielić Sakramentu Oleju od razu odmówiłem, a Eucharystię, prawda, tylko Krwią, jednak zdecydowałem się udzielić - według wiary wnuczki.

Postawiwszy na modlitwę wnuczkę i jej syna, przeczytałem krótki «Ryt na udzielenie Eucharystii ciężko choremu», przeprowadziłem spowiedź-modlitwę, którą przeprowadzam w takich wypadkach, kiedy człowiek nie jest w stanie sam orędować za siebie, dałem modlitwę rozgrzeszającą i udzieliłem chorej Eucharystii. Do samego ostatniego momentu umierająca nie wykazywała żadnych oznak udziału, ale jak tylko przyjęła kropelkę Krwi Chrystusa, to nagle bardzo twardo i spokojnie powiedziała «dziękuję» - słowo, nikczemne (niezdatne) w danej sytuacji, jeśli ono było skierowane do mnie, a nie do zniżającego się do jej choroby Pana Boga, ale jednocześnie takie zrozumiałe dla codziennego życia wyrażenie wdzięczności. To pokazało pełny udział człowieka w Sakramencie. Poczuli to wszyscy. Wnuczka spróbowała namówić mnie, abym podał bezsilnej babci Cząsteczkę Ciała, ale nie zdecydowałem się.

Czasu na udzielenie Sakramentu Oleju już nie zostało, ale dowiedziałem się, że babcia przyjęła ten sakrament sześć lat temu i zrozumiałem, że koniecznie trzeba będzie wrócić tu jeszcze raz. Dawszy wnuczce radę, aby czytała według możliwości Ewangelię, Psałterz i dowolne modlitwy, które umierająca mogła pamiętać jeszcze z dzieciństwa, poszedłem, obiecawszy w najbliższych dniach zadzwonić i umówić się na spotkanie. Dosłownie za dwa dni, wyszukawszy «okienko» w swoim terminarzu, wróciłem tam.

Babcia była w tym samym stanie i podobnie milcząca, ale pamiętała o tym, co zaszło dwa dni temu, przygotowałem wszystko do Sakramentu Oleju i zacząłem służbę. Kiedy zacząłem czytać kanon, od łóżka chorej zaczęły dochodzić ciche, ale bardzo wyraźne jęki: «Przebacz! Wybacz mi!». To było tak właściwe i tak w porę; to był przejaw maksymalnej mądrości, na którą była zdolna dziewięćdziesięciopięcioletnia umierająca. Przyjąłem to jak krzyk duszy, nawróconej i do Boga, i do wnuczki, i do wszystkich bliskich. Zbłądzona dusza o jedenastej godzinie przy całej swojej niemocy ostatkiem sił potrafiła wyrazić swoje pragnienie pojednania i z Bogiem, i z bliskimi. Te jej słowa dźwięczały w ciągu całego czytania kanonu. Kiedy zaś przyszedł czas namaszczać Olejem Świętym, to na każde dotknięcie pędzelkiem ona odpowiadała znajomym, ale już nie wyglądającym na niezdatne «dziękuję». U mnie ciarki biegały po skórze, na głowie poruszały się włosy. Tam, gdzie, wydawało się, biesy urządziły swój sabat i nie ma miejsca na modlitwę, Bóg wejrzał na chorobę i pokorę Swojej służebnicy i nawiedził ją Swoją łaską. Każde dotknięcie świętego oleju wywoływało szczerą wdzięczność cierpiącej. Te «przebacz» i «dziękuję» rozlegały się na przemian do zakończenia Sakramentu, który u mnie samego wywołał niezwykłe uniesienie. Po zakończeniu znów podałem jej Eucharystię, ale już bez żadnych wątpliwości i Ciałem i Krwią.

Teraz naocznie wiem, czym jest Sakrament Soborowanija, bo jestem świadkiem tego, jak bezsilny człowiek przy całej słabości wiary był wzniesiony siłą łaski Bożej na modlitewne czuwanie i zdołał przynieść na miarę swoich sił skruchę. I najbardziej niezmiennym znakiem tego co się zdarzyło, jest dla mnie ten harmider, ubóstwo i brak rozsądku, pomnożone przez mój sceptycyzm, których nie brzydzi się Pan Bóg.


Do strony głównej